Basia to drobniutka, starsza kotka, która dźwiga na sobie ciężar, jakiego nie powinien doświadczać żaden kot. Cierpiała długo. Zbyt długo. A mimo wszystko wciąż jest z nami — cicha, delikatna, z ufnością w oczach, która wzrusza do łez.
Została wyrzucona, chora, cierpiąca, z krwawiącym guzem na grzbiecie. Leżała na poboczu ruchliwej drogi i czekała… może na ratunek, a może już po prostu na koniec. Ktoś uznał, że tak będzie szybciej, łatwiej, wygodniej — pozbyć się „problemu” i zapomnieć.
Ale śmierć nie przyszła. Przyszła wiadomość: „Znalazłam kotkę z guzem, pomożecie?”
I tak Basia trafiła do nas.
Guza udało się usunąć. Przez chwilę było lepiej. Chwilę, która dała nam nadzieję i pozwoliła zobaczyć, jak wygląda Basia, gdy nie boli. Delikatna, mrucząca, przymykająca oczy, gdy ktoś ją głaszcze. Ale to trwało krótko.
Basia znowu zaczęła zmagać się z chorobą. Ma chore oczy — zaćma, blizny, przewlekłe stany zapalne i okropny świąd, który jest gorszy niż ból. Nie daje jej spokoju. Drapie się do krwi, nie może odpocząć. Do tego RAK - rak listwy mlecznej, która została usunięta.
Basia potrzebuje specjalistycznej opieki okulistycznej, drogich leków i zabiegu stomatologicznego. Inaczej straci wzrok i siły. A przecież ona wciąż chce żyć. Mimo wszystkiego, co przeszła, nadal ufa człowiekowi. Nadal tuli się, choć ciało boli. Nadal patrzy, choć ledwo widzi.
To kotka, która została potraktowana jak nic. A zasługuje na wszystko. Na miękkie legowisko, spokojne dni, ciche poranki z człowiekiem i życie bez bólu.