Jasiu to kot, którego ciało opowiada całą historię życia — życia, które nigdy nie było dobre. Poszarpane uszy, urwany ogon, matowe futro. Miał połamane i gnijące zęby, przetoki w jamie ustnej… Wystarczy na niego spojrzeć, by zrozumieć, jak bardzo był zaniedbywany, ignorowany, może i bity. Ale to, co najbardziej boli, to jego oczy. Bo one mówią jedno: „Chcę żyć.”
Jasiu nie był dziki. Ufa człowiekowi — ufnie wtula się w dłoń, mruczy cichutko, szuka bliskości. I właśnie to sprawia, że jego historia łamie serce jeszcze bardziej. Bo cierpienie, które przeszedł, mogło pochodzić tylko z jednej strony – od ludzi.
Został znaleziony przez dwie dobre dusze. Był w opłakanym stanie, słaby, z gorączką, anemią i silnym bólem. Miał chore zęby, problemy z wątrobą i straszliwy stan zapalny pęcherza. Przez wiele dni nie mógł się samodzielnie załatwiać — próby kończyły się bólem i łzami. Potrzebował ciągłego cewnikowania, hospitalizacji i stałej opieki weterynaryjnej.
Dodatkowo Jasiu jest nosicielem FIV — kociego wirusa niedoboru odporności. Jego organizm wymaga wsparcia, dlatego wdrożono leczenie interferonem, by pomóc mu odzyskać siły i zwiększyć szansę na lepsze jutro.
Dziś Jasiu jest już po najtrudniejszych momentach. Nadal pozostaje pod stałą opieką, ale ma za sobą zabiegi i intensywne leczenie. Z dnia na dzień coraz bardziej pokazuje jak kocha żyć. Zaczął jeść z apetytem, sam korzystać z kuwety, mruczeć częściej. I patrzy tymi samymi oczami, ale jakby z nową iskrą. Jakby w końcu ktoś go zauważył.
To kot, który nigdy nie miał nic. Ale dziś ma szansę — i bardzo chce ją wykorzystać. Cichy, łagodny, rozczulający. Taki, który nie prosi o wiele — tylko o to, by życie wreszcie przestało boleć. By mógł po prostu być.